Nasze poziomy męskiej i żeńskiej energii, tylko czasami są w idealnej harmonii, przez większość jednak czasu – jeśli nie doszło do zaburzenia – trzymają się one w indywidualnych dla nas ramach.
Każdy operuje w naturalnej dla siebie „konfiguracji”, tak jak na łódkę w wodzie działają różne siły, które sprawiają, że się przechyla, a my wraz z nią, jak i my sami możemy być tą siłą, która przechyla łódkę.
W tej analogi, nasze ciało i umysł pogrążony w emocjach, które lokują się w ciele, a których jednocześnie umysł dostarcza, sprawiają, że utrzymuje się równowagę i płynie lub też przechyla co utrudnia podróż, a nawet wywraca. Można przyjąć, że są warunki optymalne dla naszego „bycia”, w których odczuwamy pokój sami ze sobą, co z kolei przekłada się na nasze interakcje z otoczeniem oraz jego odbiór, a także potencjalny wzrost.
Okresy, w których doświadczamy silniej żeńskiej energii, będąc mężczyżną, mogą pozwolic na zrozumienie tej strony „bycia”, jak również, będąc kobietą, doświadczając męskiej energetyki, możemy zrozumieć tą stronę bycia. Nie tylko rozumiemy życie w pełniejszy sposób, ale także samych siebie i dużo wyraźniej możemy także wyczuć odpowiednie dla nas miejsce, w którym czujemy się dobrze sami ze sobą. Oczywiście, jak każda nauka, może być to przypłacone pewną ceną, ponieważ takie silne rozchwianie, niestabilność, jest zawsze wynikiem jakiegoś życiowego kryzysu, wówczas, w takim kryzysie, albo się poddajemy, albo walczymy. Są to zatem nasze głębsze archetypy, walka – żywioł męski, oraz pokój – żywioł kobiecy. Mamy aktywność i pasywność, upór i zdecydowanie oraz uległość i poddanie.
W naszym życiu bywają okresy, w których zarówno potrzebujemy iść usilnie przed siebie, konfrontując się z przeciwnościami, jak również takie, w których potrzebujemy się zatrzymać, aby nabrać sił i zdjąć niepotrzebny ciężar wcześniejszej podróży i walki, a także uleczyć odniesione rany. Każda jednak nierównowaga, gdy zagości na dłuższy czas, ma poważne konsekwencje dla naszego samopoczucia i ogólnej kondycji psychicznej, emocjonalnej. Dla mężczyzny, zbyt długie tkwienie w żeńskiej energii będzie tak samo szkodliwe, jak i dla kobiety zbyt długie tkwienie w męskiej energetyce.
W pierwszym przypadku, trudno będzie się „wziąć w garść” z kolei w drugim, trudno będzie się sobą samym zaopiekować jak należy, w obu przypadkach będzie to się objawiać stanem wyczerpania, a także stanami lękowymi, ponieważ mniej lub bardziej świadomie – wycofujemy się z życia, więc i to życie w nas powoli gaśnie – kończy się paliwo. W męskiej energii będzie to oznaczać walkę z samym sobą i przeciwnościami do utraty tchu do wyczerpania oraz silną chęć poczucia kontroli, a w żeńskiej będzie to powolne gaśnięcie i wycofywanie się ze wszystkiego, docelowo, aby odpocząc jednak każda doza odpoczynku nie będzie pomagać, podobnie jak w męskiej energii, ciągła walka, dyscyplina i kontrola nie będzie pomagać, a stanie się więzieniem, które stopniowo zabierze nam energie, w taki sposób, że ostatecznie w obu przypadkach będzie musiało dojść do wciśnięcia przycisku reset do ustawień fabrycznych, do bazowej konfiguracji, a więc kontaktu z naturą, a tym samym kontaktu z samym sobą – powolna aktywizacja ruchowa i zwracanie uwagi na ciało i umysł, na odczuwane w nich stany – przyglądanie się im, a także długie spacery, wędrówki, przejażdki rowerowe – gdy skupiamy uwagę wyłącznie na świecie poza sobą – zatem zwracamy uwagę z wewnątrz do zewnątrz i na powrót – wtedy, gdy tego potrzebujemy dla odnalezienia równowagi i zwiększania swojej świadomości w procesie dochodzenia do siebie, niejako powrotu, ponownego zestrojenia: umysłu – ducha – ciała i serca.
Wiele z naszych problemów w życiu, szczególnie na jego początkach, bierze się z tego, że albo odpowiednio nie myślimy, albo odpowiednio nie czujemy – lub połączenie tych obu. Są to deficyty, które mamy jeszcze z naszego domu rodzinnego, nieobecność, brak miłości, brak wzorców, oddziaływania męskiej i żeńskiej energetyki w odpowiedniej równowadze. Dlatego po części kobiety będą ładować się w kłopoty – bo nie myślą, nie analizują, a przez to działają nieodpowiedzialnie, nie wiedząc gdzie powinny być granice, a mężczyźni są skazani na swoje problemy, głównie dlatego, że nie czują, nie są zestrojeni ze sobą, swoimi potrzebami, nie radzą sobie ze swoimi i cudzymi uczuciami oraz emocjami, a przez to nie są wystarczająco dojrzali do dźwigania ciężarów życia oraz odpowiedzialności z tym związanej. W dzisiejszej, mocno sfeminizowanej kulturze, gdzie wychowują nas głównie kobiety, z powodu nietrwałości związków (który ma swoje źródło w tejże kulturze) brakuje wzorca męskiego, dlatego też im dalej naprzód, w kolejne pokolenia, zbieramy ziarno tego braku, którego nie może nic zastąpić. Dlatego w równym stopniu mężczyźni są niezadowoleni jak i kobiety, ponieważ obojgu brakuje czegoś czego niedoświadczyli, zatem trudno to coś zidentyfikować i opisać, ten brak jednak oddziałuje na całe nasze życie oraz życie naszych bliskich, nieliczni zdają sobie z tego sprawę, a jeszcze mniej liczni coś z tym robią – przywracając równowagę w sobie i swoich związkach, a przy tym na prawdę dojrzewając życiowo na wszystkich polach – osobistym, emocjonalnym i duchowym.
Bycie w trwałym, zdrowym i udanym związku heteroseksualnym jest taką formą świadomej konfrontacji z przeciwną energią „życiową”, możliwością jej zrozumienia, a przy tym siebie, co jeszcze bardziej pozwala nam na rozwój w swoich męskich i żeńskich domenach, niejako konstytuje je i cementuje. Będąc w związku heteroseksualnym możemy jeszcze bardziej odnaleźć równowagę, będąc w stałym kontakcie z tą drugą energią, którą przecież także mamy w sobie, jednak będąc samemu często w nieodpowiednich proporcjach, co osłabia nasze możliwości, hamuje potencjał. Będąc natomiast w dobranym związku, mamy szanse stale pracować nad stawaniem się możliwie lepszą wersją siebie – ponieważ funkcjonujemy w optymalnych dla siebie warunkach do wzrostu, w przyjaznym, ale też rzucającym nam różne wyzwania środowisku, które odciąga nas od naszego Jungowskiego „cienia”. W takich optymalnych i do pewnego stopnia przyjaznych warunkach jest jak w melodii, w której panuje harmonia, a każde zakłócenia i zgrzyty są łatwo słyszalne – w naturalny sposób dostrzegamy, że wymagają one korekty. Na początku przypomina to trochę chodzenie po Iinie nad przepaścią, jednak dla sprawnego „linoskoczka” ta cienka lina jest wystarczająca, stanowi też niejako barierę i hamulec, dla naszych egoistycznych zapędów, zrodzonych z nieuświadomionych rejonow psychiki, często lęku wewnętrznego dziecka. Sprawa jest więc dosyć prosta – do póki melodia jest spójna – nie odczuwamy lęku oraz innych blokujących i szkodliwych emocji – w poczuciu zaufania śmiało idziemy przez życie.
I choć bycie samemu zapewnia komfort spokoju, to jednak w każdy spokój chętnie wkrada się chaos, zatem człowiek nigdy nie może wieść spokojnego życia, chyba, że porzuci samo życie, zrezygnuje z wszystkiego po kolei co też oferuje mu to doświadczenie, a na końcu zrezygnuje z samego siebie – wówczas możemy mówić o spokoju, jednak większość z nas się do tego nie zbliży, albo zbliży się na starość, ponieważ nasza ludzka natura i związana z nią biologia/gospodarka hormonalna, warunkuje nasze życie, naszą aktywność w nim tu i teraz.
-Fot. z filmu pt. „Między piekłem a niebem”
